Bolączki rekrutacji na rynku pracownika
W chwili obecnej w Polsce działa już ponad 6 tysięcy agencji zatrudnienia, których niełatwym zadaniem jest znalezienie odpowiedniego kandydata na nowe stanowisko. Około 30 proc. z nich to niewielkie – a wręcz jednoosobowe – firmy, często nazywane „butikowymi”. Zajmują się one głównie „dostarczaniem” kandydatów z konkretnego sektora i danej specjalizacji. Te większe, choć zatrudniają zwykle ogromną liczbę pracowników, wcale nie mają łatwiej. Rynek pracownika sprawia bowiem, iż znalezienie odpowiedniego kandydata to prawdziwa bitwa.
To, co stanowi dziś największy problem agencji zatrudnienia to brak kandydata. Choć nie tylko. Kłopotem może być także sam klient, który nie lubi płacić. Bardzo często więc decyduje się wynajęcie kilku małych agencji zatrudnienia, niż jednej większej, której musiałby zapłacić więcej oraz związać się z nią na wyłączność. Na poszukiwanie pracownika marzeń wyrusza więc kilka mniejszych firm, zadaniem klienta jest tylko czekanie na efekty.
Praktyka zlecania rekrutacji kilku różnym firmom nie jest niczym złym czy nieetycznym – na rynku pracownika brakuje bowiem odpowiednich kandydatów, a kłopoty z rekrutacją widoczne są przede wszystkim w dużych miastach, gdzie poziom bezrobocia jest niemal zerowy. Firmy niemal każdej branży narzekają na brak rąk do pracy, zlecenie poszukiwań kilku agencjom może więc zwiększyć szanse na znalezienie kogokolwiek. Choć w pewnych przypadkach – jak na przykład w sytuacji, gdy kilka agencji zaproponuje tę samą osobą – może to spowodować zamieszanie i potencjalne problemy organizacyjne, poszukiwanie dziś pracownika wymaga coraz to bardziej niekonwencjonalnych działań.
Takich jak choćby poszukiwanie pracowników wśród kandydatów biernych. Takich jest dziś na rynku zdecydowanie więcej – nawet do 70 proc. Są to osoby, które mają już stałe zatrudnienie, nie poszukują pracy, a ich jedyna aktywność polega na odpowiadaniu na zapytania rekruterów poszukujących kandydatów na portalach takich jak choćby LinkedIn czy Golden Line. W taki sposób rekrutowani są przede wszystkim specjaliści o olbrzymim doświadczeniu oraz pracownicy wysokiego szczebla jak menadżerowie czy dyrektorzy. Jak wskazują analizy, za pośrednictwem portali społecznościowych otrzymują oni średnio 10 propozycji zmiany pracy rocznie. Najwięcej przedstawiciele sektora IT, do których najczęściej zwracają się bezpośrednio sami pracodawcy, którzy starają się znaleźć kandydata bez pośredników.
Jak twierdzą jednak specjaliści, internet powinien być tylko wstępem do poszukiwania odpowiedniego pracownika. To dobre źródło informacji, jednak nie jest w stanie zastąpić kontaktu w cztery oczy. Aby zachęcić specjalistę dobrą ofertą pracy, trzeba pójść krok dalej – skontaktować się i poznać. Najprościej więc trafić do kogoś, z kim już wcześniej się nawiązało znajomość, tak biznesową jak i prywatną.
Internet może być także przeszkodą w rekrutacji. Ma to miejsce wtedy, gdy firma poszukuje pracownika o niestandardowym profilu, który jest niezbędny do budowy nowej gałęzi biznesowej. W takiej sytuacji chwalenie się konkurencji, iż rozpoczyna się nową działalność może spowodować, iż najlepsi specjaliści szybko dostaną intratne oferty od swoich firm, tak aby zabezpieczyć ich przed ewentualnym odejściem.
Rekrutacja na rynku pracownika nie jest łatwa. I łatwa nie będzie. Zmniejszająca się liczba dobrze wykształconych i doświadczonych pracowników tylko pogłębi wszystkie bolączki dzisiejszych rekruterów. Czy jest wyjście w tej trudnej sytuacji? Najprawdopodobniej tylko jedno – tworzenie marki, budowanie silnej pozycji na rynku tak, aby to pracownicy sami chcieli się zatrudnić w firmie.